Skip to content Skip to footer

Zesłani na Sybir – Część 1

Tym razem nie będzie pięciogwiazdkowych hoteli, cztero gwiazdkowych też nie będzie, przynajmniej nie takich do jakich przywykliśmy. Nasz Klient postanowił dla odmiany przedłużyć, a nie skrócić i tak ostrą tegoroczną zimę grupie „wybrańców”. Razem wyruszyliśmy w podróż na koniec świata i zarazem do wnętrza siebie. Momentami czuliśmy się też jakbyśmy przenieśli się w czasie. Już na lotnisku w Polsce nie trudno było poznać, że grupa znacznie się wyróżnia, a to za sprawą grubych, puchowych kurtek. Łatwo można się było zorientować, kto leci z nami.

Po wylądowaniu w Irkucku, gdzie różnica czasu względem Moskwy to pięć godzin a względem Warszawy siedem, udaliśmy się do hotelu. Po chwili wytchnienia ruszyliśmy zwiedzać Irkuck. To półmilionowe miasto, którego centrum zdobią piękne i zaniedbane, XIX-wieczne budynki z drewna. O tym, że miasto jest wielkie, przekonaliśmy się dopiero, pokonując to miasto busem, przez niemal godzinę przecinaliśmy wielkie szare blokowisko. Drewniane serce miasta okazało się być otoczone morzem postsowieckich osiedli. Po powrocie do hotelu udaliśmy się na kolację.

Warto powiedzieć dwa słowa o zasadach lokalnej diety. Różnica  polega na tym, że my jemy na śniadanie – śniadanie, na obiad – obiad itd. Tam na śniadanie jedzą zupę, pyry z chlebem i dwa kawałki tortu. Na obiad też jedzą obiad, a na kolacje też gotują sobie obiad. Ruskie zupy są dobre, przy czym trzeba zaznaczyć, że je się je z majonezem (tak jak u nas czasem ze śmietaną). Zupa bez majonezu to w zasadzie tak jak pyry bez chleba. Majonez (obok chleba) stanowi podstawę rosyjskiej kuchni. Do tego – tradycyjnie – pije się herbatę z mlekiem. Oczywiście nie mogło zabraknąć samogonu – w końcu przy takiej diecie jest wręcz wskazany. Po tym posiłku nasi skazańcy byli lekko oszołomieni ale zgodnie przyznali, że było to interesujące doświadczenie.

Drugiego dnia nasi Goście ruszyli w kierunku Jeziora Bajkał. Mimo, że w Polsce była dość mroźna zima i organizmy są przyzwyczajone do niskich temperatur to staraliśmy się nie nadwyrężać ich zdrowia. W drodze do Listwianki robiliśmy ciekawe przerwy na zwiedzanie Muzeum Taltzy i Muzeum Lake Baikal. Droga prowadziła przez niezwykle malownicze lasy u podnóża gór. To właśnie z tego miejsca swój bieg rozpoczyna rzeka Angara. Listwianka to malutkie ale dobrze rozwinięte turystycznie miasteczko. Znajduje się na zachodnim brzegu jeziora Bajkał, 70 km od Irkucka. Miasteczko to wsławiło się przede wszystkim jako niezwykle istotny szlak handlowy na trasie Mongolia, Chiny i daleki wschód.

Kolejnego dnia Goście udali się w okolice małej miejscowości jaką jest Bolshiye Koty, położonej 20 km od Listwianki. Są tylko dwie możliwości, aby dostać się do tego urokliwego miejsca: łódka bądź własne nogi. My skorzystaliśmy z tej pierwszej. To miasteczko wędkarzy pełne ciszy i spokoju, nie atakowane masowo przez turystów. Otoczone majestatycznymi wzgórzami i klifami, odizolowane od zgiełku, żyje w swoim własnym rytmie, które nie jest wytyczane przez godziny, a pory roku. To idealne miejsce do relaksu, wolne od pośpiechu, nerwowości i ciągłej gonitwy. Aby wprowadzić trochę adrenaliny, nasi Goście podróż odbyli psimi zaprzęgami, po lodowej tafli jeziora Bajkał wzdłuż jego wybrzeża. Trasa liczyła łącznie 13 km, zaprzęgi składały się z 10-14 psów. Po instruktażu i poznaniu podstawowych komend pozwalających na prowadzenie psiego zaprzęgu, ruszyliśmy w niezwykłą podróż, a w takim plenerze i z takim środkiem lokomocji można było naprawdę poszaleć!! To była naprawdę unikalna przygoda, która dostarczyła wszystkim wiele radości.

Na miejscu czekało nas kolejne zadanie – obiad, a dokładniej jego zdobycie. Łowienie ryb spod lodu na mrozie gdy ciągle ktoś proponował kubek samogonu okazało się świetną zabawą. Najgorsze jednak było samo złapanie ryby. W sumie to frajda i spore emocje ale trzeba ją potem zdjąć z haczyka a na tym mrozie to nie było przyjemne zajęcie. Szybko przyjęła się reguła, że kto nie pije ten sam zdejmuje. Pozostali mogli liczyć na fachową pomoc. Pogoda tego dnia dopisywała, pojawiało się nawet słońce. Dzięki temu mogliśmy zorganizować piknik – tak, tak posiłek na świeżym powietrzu. Po takiej dawce tlenu uczestnicy wrócili do Listwianki… (cd. niebawem).

Aleksandra Zawistowska