No i stało się po dwóch latach nieobecności powróciłem na swoją ulubioną wyspę karaibską. Planując powrót z eskapady do Wenezueli stwierdziłem, że St. Maarten jest właściwie po drodze i czemu by nie odwiedzić starych śmieci? Wylot z Caracas, przesiadka w Trinidad Tobago i jestem.
Ale się pozmieniało, lotnisko już wtedy było niezłe, ale teraz, jak na wysepkę średnicy 10 km, powiem szczerze – imponuje. Szybka wizyta w wypożyczalni samochodów i nówka sztuka, nie śmigany Jeep Wrangler gotów do jazdy. I tak jak organicznie nienawidzę wszystkiego co terenowe, tak tutaj wiedziałem, że błędu nie popełnię. I nie popełniłem, jakkolwiek wyspa poszła mocno do przodu z infrastrukturą rozrywkowo-knajpiano-hotelową, to drogi są w przebudowie zupełnie jak w Warszawie A.D. 2011. Mnóstwo objazdów opłotkami, progi zwalniające, dziury i w końcu rwące w poprzek drogi potoki. W Jeepie, to żaden kłopot. Prawdziwy kłopot to korki. Kilkanaście kilometrów z lotniska do hotelu pokonałem w półtorej godziny. Hotel super, pod kątem organizacji konferencji idealny. Plaża przepiękna. Natomiast odległość od centrum imprezowego zbyt duża. Ale to da się obejść, mam inny, wielokrotnie sprawdzony hotel, położony jak należy. Ale chodziło o to aby mieć alternatywę.
Sam właściwie nie wiem czemu lubię tę wyspę? Cholera tu jest po prostu miło. Czas płynie leniwie jak na Greckiej Krecie, jedzenie znośne, tubylcy sympatyczni, pogoda gwarantowana. Dolar poszedł do góry, to zrobiło się i miło i drogo. Ale w dalszym ciągu można kupić tanio: markowe aparaty foto, zegarki, biżuterię czy elektronikę. Wyboru ciuchów na szczęście nie ma więc kobitki zajmują się plażowaniem, co fajnie się obserwuje. Oczywiście atrakcji jest bez liku: od regat sportowymi żaglowcami, które ścigały się parę lat temu w Americas Cup, po wszelkiej maści rejsy, nurkowania, quady, kasyna, sporty wodne itp.
Jest jedno miejsce na St. Maarten, które naprawdę jest tak profesjonalne, że aż magiczne, to Klub Bliss. Położony na plaży, potrafi być mały, kameralny i olbrzymi. Wieczorem, po kolacji, uskuteczniam spacerek wzdłuż plaży, wita mnie door selection i po chwili jestem w środku. Kilka barów, parkiet pod gwiazdami, światła konkurujące mocą z pobliskim lotniskiem i didżejka ze sprzętem, który wygląda jakby stanowił zapasowe centrum kontroli lotów NASA. Jest wcześnie. DJ leniwie się rozkręca, jest nas w klubie kilkanaście osób. Czas podkręcić świadomość, zimny jak diabli, lokalny rum - guavaberry z połową limonki uderza w tętnice. Spotykam grupę już wesołych Angoli, pytają skąd jestem, mówię, że z Polski, słyszę śmiech i od drobnej blondyneczki, całkiem poprawną polszczyzną: jak leziesz wuju ? spiedralaj i tradycyjne staropolskie - kruwa mać. Okazuje się, że jest szefową restauracji, która zatrudnia Polaków, wyedukowali ją poprawnie. Nieźle, tym bardziej, że moja prawica uścisnęła kolejnego drinka. DJ zaczął znęcanie się nad centrum kontroli lotów: 3,2,1 ….lift off …. Wszyscy żywi wystartowali na parkiet. Nic to, że ciepły karaibski deszcz zaczął padać, kogo to obchodzi kiedy trzeba tańczyć, wygłupy trwały dobrą godzinę, aż do zmiany DJ-a. Potem przeszedł drugi, grał super ale już jakoś nie tak. Było nie było no imprezach, to ja się znam, taki mam zawód, właściwie jestem już wybawiony fest i byle co mnie nie rusza. Idę pogadać z tym poprzednim DJ-em i mówię: stary daj jakąś wizytówkę, czy co, bo chciałbym wiedzieć kto mnie tak urządził. Cztery dychy na karku, a ja skakałem jak dzieciak. A on mi na to, że on to właściwie nie jest DJ-em tylko menadżerem lokalu… no dobra, kolega po fachu, co zna się na imprezach. Nie ma co się dziwić. I on mnie się pyta: wiesz co stary, tak się zastanawiam, po jakiego diabła tu przyleciałeś z tej Europy trzeci raz ? To nie mogłeś skoczyć na Mauritius, Malediwy czy inną Dominikanę ? - Po pierwsze- recytuje - to wszędzie tam już byłem i jakoś wolę St. Maarten, Dlaczego ? Pyta. Nie ma szczególnego powodu – odpowiadam. Wszędzie, tam gdzie mówiłeś, jest pięknie, wszyscy tam jeżdżą na potęgę, grupa za grupą. Atrakcje i hotele podobne jak to na wszystkich tropikalnych wyspach, ale St. Maarten to miejsce inne od nich wszystkich. Dlaczego ? A dla tego, że nikt o nim nie słyszał, nikt tu nie był, a jest tu wszystko co potrzeba aby wspominać wyjazd przez lata. I właściwie powód przyjazdu jest taki, że nie ma powodu aby tu przyjeżdżać. Miejsce jest ekskluzywne i nie popularne, a przez to pożądane. Pogadaliśmy jeszcze kilka drinków i przyszedł czas aby się pożegnać. I z nim i za parę godzin z wyspą. Znowu chcę tam wrócić,… po co ? Nie pytajcie - nie wiem. Nie wiem, także dlaczego mój brat właśnie tam pojechał w podróż poślubną skoro na Dominikanie wydał by połowę. Tak samo jak nie wiem dla czego jeden z Uczestników, pierwszego wyjazdu, od 4 lat nosi bransoletkę – sznureczek i kawałek orzecha kokosowego z napisem St. Maarten, którą dostał w hotelu na znak, że jest godzien pakietu All Inclusive. Również nie wiem dlaczego inny, przerobił jednorazową zapalniczkę z napisem St. Maarten na wielorazową i używa ją od święta.
A Ty wiesz ?