Tajlandia to prawdopodobnie najlepsze miejsce na świecie do gry w golfa. Na tę opinie tysięcy golfistów z całego świata składa się kilka elementów: doskonały, niespotykany nigdzie indziej na świecie poziom usług przed grą i w trakcie gry (na każdym polu wyszkoleni caddie czynią grę niezwykle przyjemną i komfortową), infrastruktura na polu (kioski z napojami i przekąskami rozmieszczone co 3-4 dołki) i przepiękna pogoda. Tajlandia to również możliwość gry w golfa przez cały rok, wspaniałe pola projektowane przez najsłynniejsze firmy na świecie i wkomponowane w bajeczne tajskie krajobrazy. Dlatego też chcąc przybliżyć Polskim Golfistom uroki gry w Tajlandii KEYSOLUTION dla Stowarzyszenia Związek Golfistów Polskich, przygotowało wyjątkową propozycję, którą „wspaniałomyślnie” zgodziłem się sprawdzić…
Na początek wyjątkowo wygodny wylot z lotniska Chopina, jeszcze wygodniejszymi liniami Emirates. Dzięki specjalnemu dodatkowemu limitowi na bagaż sportowy 10kg (dla członków ZGP, w sumie 40 kg nie licząc bagażu podręcznego) spakowałem cały potrzebny sprzęt i zapas ubrań na blisko dwutygodniową eskapadę. Przesiadka i zakupy w Dubai Duty Free i już jestem w Bangkoku.
Jeszcze szybki transfer przez zatłoczone ulice stolicy i melduję się w strategicznie położonym hotelu Icon. Od nocnych atrakcji miasta dzieli mnie kilkuminutowy spacer. Ale najpierw kolacja w najwyższym budynku Bangkoku. Po obejrzeniu nocnej panoramy miasta i bardzo przyzwoitej kolacji szofer odwiózł mnie do hotelu skąd udałem się pieszo w stronę Nana Plaza i Soi Cowboy. Jak ktoś ciekaw co tam się wyprawia polecam film Kac Vegas w Bangkoku.
Bardzo mi się nie chciało wstawać, ale mój przewodnik Tomek, zaraz po śniadaniu wywlókł mnie na odkrywanie miasta . Na początek największy w Bangkoku rynek kwiatowy, gdzie można podziwiać piękne konstrukcje z kwiatów wyplatane przez lokalnych sprzedawców. Następnie w dalszej kolejności będzie okazja zetknąć się z najważniejszymi zabytkami stolicy Tajlandii, znanymi, jako „klejnoty Bangkoku”. Są to przede wszystkim obiekty sakralne, takie jak świątynia Wat Phra Kheo, ze statuą Szmaragdowego Buddy oraz Wielki Pałac, który od lat zachwyca turystów swoją architekturą. Później jeszcze świątynia czy dwie i rejs łodzią długorufową po rzece Chao Praya oraz po sieci kanałów prawobrzeżnej części miasta. Z perspektywy pokładu łodzi miasto i życie jego mieszkańców prezentuje się bardzo egzotycznie. Następnym punktem była wizyta w Pałacu Ananta Samakhom Throne Hall, gdzie udostępniono zwiedzającym drogocenne przedmioty należące do obecnie panującego króla
Ramy IX . Jak ja uwielbiam zwiedzanie ! Na koniec wizyta w szlifierni kamieni szlachetnych, które akurat uwielbia moja żona.
Żegnam się ze stolicą i udajemy się w kierunku kurortu Pattaya. Pattaya prócz znakomitego golfa to również bujne życie nocne z setkami barów i restauracji położonych malowniczo nad brzegiem morza. Apropos malowniczo nad brzegiem morza, melduję się w hotelu, … patrzę, …. a tu sympatyczny basen przy plaży i sama plaża jak na okolice Pattai, po prostu super, a gdy wszedłem do mojej prywatnej, mini willi stwierdziłem, ze nic już mi do szczęścia nie brakuje. 9 dni i nocy w pełnym błogostanie. Siadłem sobie na tarasie, wyciągnąłem nogi i gapiłem się przed siebie bez celu, za to przez godzinę.
Następnego dnia śniadanie w hotelowej restauracji z widokiem na morze… i taka myśl mnie naszła, a może by tego golfa to sobie dzisiaj odpuścić ? Ale nie, nie jestem tu przecież dla przyjemności, na plażowanie będzie czas po grze albo tuż przed wyjazdem. Na pierwszy ogień Phoenix: trzy dziewiątki do wyboru do koloru. Wita mnie okazały Club House poprzedzony konkretnym podjazdem. Dobrze zaopatrzony Pro-Shop, extra restauracja. Samo pole jest świetnie utrzymane, sympatyczne Caddie, dołki położone blisko siebie idealna okazja, żeby zażyć spaceru. Super przygoda.
W następnych dniach grałem na kompleksie rezydencyjno-golfowym Green Valley. Są tam trzy pola, jedno o swojsko brzmiącej nazwie St. Andrews, drugie nosi taką samą nazwę jak cały obszar czyli Green Valley i trzecie najmłodsze pole to Silky Oak. Club House tych trzech pól nie robi żadnego wrażenia, ale Pro Shop jest przyzwoity. Za to 3 restauracje, mimo, że nie wyglądają, karmią fantastycznymi owocami morza i innymi specjałami tajskiej oraz japońskiej kuchni. Palce lizać.
St. Andrews to naprawdę ciekawe pole, dołki są położone na dość dużym obszarze. Niewątpliwą atrakcją są 2 pary 6. Jeden z nich z najdalszych możliwych tee ma ponad 800 metrów (903 yardy), potrzeba dobrego drivera i 2 świetne 3 wood aby mieć szansę na rozsądnego aproacha.
Pole Green Valley bardzo malownicze, dołki otoczone pięknymi palmami, pełne egzotycznej roślinności, kwintesencja rundy golfa w tropikach, jestem po prostu zachwycony tym polem.
Trzecie – Silky Oak to młode pole. Gdzie nie gdzie widać jeszcze prace w okolicach fairwayów, drzewka opalikowane, ale bez wątpienia warto tam zagrać. Wiele tee shotów jest przez wodę, sporo naprawdę wymagających dołków i brak osłony od wiatru czyni te pole ciekawym wyzwaniem.
Wieczorem, jeśli ktoś ma jeszcze siłę, warto wyskoczyć na kolację do pobliskiej Pattai, a może i pobawić się w którymś z klubów. W dni wolne od golfa „absolutnie i kategorycznie” polecam rejs szybką łodzią motorową, na wyspę Koh Lan. Jest to jedna z największych przybrzeżnych wysp, idealna do plażowania. Piaszczysta biała plaża, przejrzysta woda, dostępne wszystkie rodzaje sportów wodnych i plażowych po prostu Extreme Beaching. Choć równie przyjemnie i bez trzymanki, można poleżeć na leżaku na plaży hotelowej, sam nie wiem co lepsze.
Wszystko powyższe mogę z czystym sumieniem polecić. Sprawdziłem to osobiście, przetestowałem na sobie nie szczędząc sił i zdrowia… i dobrze mi tak !
Maciej Miszczak